• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

min

 
Prezentowane wspomnienia zostały napisane i przesłane autorom Monografii Naszej Szkoły wydanej z okazji 50-lecia naszej szkoły, a więc 19 lat temu.
Tradycją naszej szkoły oraz szczepu ZHP było organizowanie zimowisk w Złatnej. Jak sobie przypominam, mogli w nich brać udział nie tylko harcerze, ale i uczniowie "niezrzeszeni”.

 

Brałem udział na pewno w trzech zimowiskach:

             Złatna 1975 - 2-12.02.1975
             Złatna 1976 - 4-14.02.1976
             Złatna 1977 - 6-17.02.1977

 Ponieważ w pamięci zatarły się szczegółowe wydarzenia sprzed lat, postaram się oddać atmosferę zimowisk, przypomnieć najciekawsze wydarzenia oraz postacie nauczycieli, koleżanek oraz kolegów.

01 zlatna 1975

Tym, którzy nie są mocni w topografii Beskidów, pragnę wyjaśnić, iż Złatna to mała wioska leżąca w Beskidzie Żywieckim u podnóża Krawców Wierchu i masywu Lipowskiej w dolinie rzeki Bystra.
Dostać się do Złatnej można było autokarem lub korzystając z Publicznych środków lokomocji, czyli pociągiem do Rajczy a stamtąd autobusem PKS do Ujsołów lub do samej Złatnej. Dla informacji podam, że kursy autobusów do Złatnej były bardzo rzadkie.

13 zlatna 1975

Dojeżdżaliśmy tam zwykle w ten sposób, że część uczestników zabierał autokar, a pozostali (ok. 10 osób) jechali pociągiem i autobusem PKS. Pamiętam, że znalazłem się w drugiej grupie i zaciskając zęby, maszerowałem kilka kilometrów z nartami na plecach.

02 zlatna 1975
22 zlatna 1976

Niebywałą atrakcją dla wszystkich było zakwaterowanie nas w kilku domach. W ten sposób część z nas obdarzona być musiała zaufaniem naszych opiekunów i mieszkała samodzielnie. Dla nas nastolatków była to całkiem spora dawka wolności.

Warunki na kwaterach były surowe. Mam przed oczyma pokój na poddaszu z jednym małym okienkiem, żelaznym piecem zwanym kozą i materacami na podłodze. W takim pokoju mieszkało nas ok. 10-ciu. Łazienki w dzisiejszym rozumieniu oczywiście nie było, jej rolę spełniała miednica, dzbanek i wiadro. Ubikacja była przy oborze, drewniana, wiejska. Nie muszę dodawać, że w tych  warunkach dbałość o toaletę nie była naszą silną stroną.

03 zlatna 1975


Posiłki spożywaliśmy w prowizorycznej jadalni u jednego z gospodarzy. Przygotowaniem jedzenia zajmowały się miejscowe gospodynie. A co to było za jedzenie!!! Swojskie wędliny, sery, mięsa, salcesony, galarety - dość, bo zaraz zacznie się ślinotok. Takiego jedzenia po prostu nie mieliśmy w domach.

28 zlatna 1976

Parę ciepłych zdań o naszych opiekunach:
Kadrę naszych zimowisk stanowili profesorowie naszej szkoty: Teresa Pawela, Joachim Baron, Andrzej Bonar i Jarosław Ilnicki. Ci ostatni jako wf-iści ćwiczyli nas w niełatwej sztuce jazdy na nartach. Jeździł także z nami prof. Henryk Grzybek, żona prof. Barona - Halina oraz mąż prof. Paweli - Tadeusz.
Rozkład dnia wyglądał zwykle następująco: pobudka o dowolnej godzinie - byle zdążyć na śniadanie ok. 8-mej, potem zajęcia mniej lub bardziej szaleńcze na śniegu, obiad, po obiedzie spacery itp., kolacja - a po kolacji wspólne śpiewy lub zajęcia w "podgrupach".

26 zlatna 1976

Część z nas przyjechała po to, aby nauczyć się jeździć na nartach. Dobrze, że Złatna leży na "końcu świata", bo takich patałachów narciarskich jak my, góry dawno nie widziały. Większość z nas narty miała po raz pierwszy na nogach i prawie wszyscy mieliśmy narty pożyczone. Sprzęt był bardzo "wysokiej klasy" - najczęściej drewniane "deski", wiązania typu kandahary i skórzane buty. Jak nas nogi bolały! Wyciągu narciarskiego oczywiście nie było - znaczy w drugim albo trzecim roku właściciel stoku zrobił "wyciąg", ale częściej on stał, niż działał. Na początku musieliśmy oczywiście ubić śnieg na stoku. Prof. Bonar i Ilnicki rozstawili nas w tyralierę i polecili bokiem wchodzić na nartach pod górę. Trwało to tak długo aż wydeptaliśmy oślą łączkę. Potem zaczęło się szkolenie - nauka przekładania nart, podchodzenia, hamowania i skręcania pługiem. Niezapomniane wrażenia. Do dnia dzisiejszego pamiętam wiele z tamtych czasów. Ci, którzy nie mieli nart, zjeżdżali na sankach, workach wypchanych sianem lub po prostu na tyłkach.

54 zlatna 1976

Wielką atrakcją dla nas były wyprawy na nartach. Na pierwszą z nich zabrał nas prof. Bonar. Było nas kilkoro i wchodziliśmy na nartach na grzbiet opadający od Boraczego Wierchu do Złatnej. Tam opalaliśmy się w pięknym słońcu, mając przed oczyma wspaniale widoki.
Pewnego razu nasi opiekunowie zrobili nam niebywałą frajdę. Załatwili z gospodarzem, że saniami zawiózł narty i prowiant na Halę Rysianka. Wchodziliśmy rzecz jasna na piechotę, ale ci, którzy znają tamtejszy czarny szlak wiedzą, że jest to droga łatwa, którą dowożone jest zaopatrzenie do schronisk na Rysiance i Upowskiej.

06 zlatna 1975

Na Rysiance był wówczas wyciąg narciarski zwany przez nas "wyrwirączką". Jego budowa była mało skomplikowana. Stalowa lina przesuwająca się wzdłuż stoku, a do niej przyczepieni specjalnym kluczem narciarze. Trzeba było mieć specjalny klucz zaczepiony do mocnej linki długości ok. 1 metra, która z kolei przyczepiona była do szerokiego pasa, który miał narciarz na biodrach.

12 zlatna 1975

Technika zaczepiania się była następująca:

1. Kiedy doszło się do liny, trzeba było mocno złapać się jej lewą ręką, podciągnąć i wpiąć się "kluczem" w linę.
2. Następnie pomału napiąć linkę łączącą nas z kluczem, aby złagodzić szarpnięcie.
3. Jechać w górę modląc się gorąco, aby nie upaść, bo wtedy było się ciągniętym bezlitośnie na brzuchu.
4. W odpowiedniej odległości od końca wyciągu należało znowu złapać lewą ręką linę, podciągnąć się, wypiąć i puścić się odpychając na bok.

Jak ktoś nie był zaprawiony w bojach, to narażał się na mocne szarpnięcia - stąd wyciąg zwany był "wyrwirączką". Jeździliśmy tam na zmianę, bo kluczy było mało - dopiero na następne zimowisko kilku z nas przywiozło własne wykonane pewnie w uspołecznionych zakładach pracy swych rodziców.

Przyznam się szczerze, że po kilku wjazdach i zjazdach stwierdziłem, że znacznie przyjemniejsze było włóczenie się po okolicznych lasach i polanach niż męczenie się na wyciągu. Poza tym korzystaliśmy z okazji, kiedy nasi opiekunowie jeździli na nartach - w schronisku jako niemal jedynym wówczas miejscu, można było kupić "żywca".

44 zlatna 1976

30 zlatna 1976

Powrót tez był niezły, bo na nartach zakosami przez las do doliny. Któregoś razu (był to 1976 lub 1977 rok) nasz przewodnik albo pobłądził, albo zbyt późno zaczęliśmy zjeżdżać - w każdym razie zjeżdżaliśmy z góry o zmroku przy świetle księżyca. Trwało to niesamowicie długo, a po przybyciu byliśmy niesamowicie zmęczeni. Nie przeszkodziło nam to po godzinie siadać z gitarami i śpiewać do późnego wieczora.

 27 zlatna 1976

Bardzo lubiliśmy spotykać się wieczorami. Zawsze znajdowały się gitary i kilka (naście) chętnych gardeł do śpiewu. Kiedy były to imprezy kameralne, to "organizowaliśmy" bańkę i z pobliskiej budki - baru przynosiliśmy kilka litrów złotego napoju, który trzeba było koniecznie uszlachetnić sokiem i podgrzać. Nic złego się nigdy nie stało, bo cóż to było 5 litrów na kilkanaście gardeł.
Były też "oficjalne" wieczornice, a nawet obozowe festiwale piosenki. Czołowym naszym grajkiem, kompozytorem i śpiewakiem był Piotrek Kajzer.

 48 zlatna 1976
51 zlatna 1976

57 zlatna 1976

Organizowaliśmy takie potańcówki - nawet nie wiem, czy już nazywaliśmy je dyskotekami - tutaj pamięć mi zawodzi. Ale były to super imprezy - w starej leśniczówce lub w sali szkolnej. Bawiliśmy się świetnie.
W 1976 i 1977 roku zorganizowaliśmy tez konkursy na rzeźby w śniegu. W ruch szły rozmaite narzędzia: łopaty, kije i siekiery a rezultaty były oszałamiające.

 40 zlatna 1976

Wiele wspaniałych wspomnień wiąże się z zimowiskami w Złatnej. Były to wspaniale obozy. W ciągu tych dziesięciu dni poznawaliśmy się lepiej między sobą, młodsi ze starszymi, uczniowie z nauczycielami.

58 zlatna 1976
55 zlatna 1976

Ta szkoła miała swoją niezapomnianą atmosferę tworzoną przede wszystkim przez nauczycieli, którzy młodzież kochali i byli naszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Ciekawe jak jest teraz?

Więcej zdjęć możesz zobaczyć w naszej Galerii Zdjęć TUTAJ

Wojciech Siwek
absolwent 5a 1978
Piekary Śląskie 11.03.2003

Komentarze obsługiwane przez CComment