• To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

  • To była szkoła, to były czasy!

Energetyk-Elektronik

To była szkoła, to były czasy!

Zamawianie biuletynu

Bieżące wiadomości

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
markiewicz_janina.jpg Nauczane przedmioty: język rosyjski
Wykształcenie: wyższe
Tytuł: magister
Lata pracy:
Ksywka: Babcia, Babuszka
Charakterystyka:

Nieprawdopodobne losy Janiny Markiewicz, zwanej w Naszej Szkole pieszczotliwie „Babcią” bądź „Babuszką”, mogłyby posłużyć jako scenariusz do dramatu wojennego.

b_150_100_16777215_00_images_nauczyciele_markiewicz_janina_1.jpgUrodziła się 27 lutego roku 1908 w Żytomierzu, w starej, wielce zasłużonej i cenionej na Kresach ziemiańskiej rodzinie Pinińskich. Mieszkała w majątku Piatyhórka na Podolu, była zatem krajanką prof. Piotrowskiego.

Już w 1916 roku wraz z całą rodziną musiała uciekać z domu, w obawie przed podpaleniem. Rok później pani Pinińska (mama Janiny) z dwiema córkami zawędrowała aż do Odessy, skąd w roku 1918, niemal nagie i bose, przyjechały do Warszawy. W roku 1926 Janina Pinińska ukończyła słynną „Platerówkę” – Żeńską Szkołę im. Cecylii Plater-Zyberkówny, a następnie Uniwersytet Warszawski, wydział filologii klasycznej - specjalność łacina i greka.

Rok 1939 zastał ją w Zawierciu, gdzie podjęła od początku okupacji tajne nauczanie. W roku następnym aresztowana i skazana na śmierć, jedynie cudem jej uniknęła. Wróciła do Warszawy, gdzie kontynuowała nauczanie młodzieży i gdzie została ranna w czasie bombardowania. Po upadku Powstania Warszawskiego znów przyjechała do Zawiercia. Tam też spotkała męża, Alfonsa Markiewicza, który szczęśliwie powrócił z obozu w Dachau. Zaraz po wojnie obydwoje wybrali się na Śląsk, by zamieszkać w Bytomiu, gdzie znaleźli pracę i mieszkanie.

W Bytomiu pani Janina początkowo uczyła łaciny w Liceum Medycznym, a języka polskiego w Technikum dla Wysuniętych Robotników przy pl. Sobieskiego. Niestety, łacina traciła na znaczeniu, a inne języki, które znała - francuski i włoski - także w tych czasach nie były popularne i nie uczono ich w szkołach. W pewnej chwili zabrakło dla Niej pracy i wówczas zwróciła się z prośbą o pomoc do ówczesnego dyrektora Energetyka, Bronisława Wieruszewskiego. „Wieruś” zaproponował Jej uczenie języka rosyjskiego, który ze względu na pochodzenie był Jej dobrze znany (choć zapewne niekoniecznie lubiany), a wówczas obowiązkowy w szkołach. W taki oto sposób grecystka i latynistka została rusycystką w naszej szkole.

Pani Janina uczyła i wychowała wiele pokoleń absolwentów. Mimo traumatycznych doświadczeń życiowych była bardzo pogodną osobą, wzorem zacności i poczciwości. Była przy tym bardzo dowcipna, z poczuciem humoru, koleżeńska i uczynna. Uczniowie szanowali Ją i lubili. Jej pasją było taternictwo i pływanie. Opiekowała się także zwierzętami, wspierała wraz z młodzieżą bytomskie schroniska dla zwierząt.

Przez długi czas była nestorką nie tylko Naszej Szkoły, ale całego bytomskiego szkolnictwa.

Pani Janina odeszła od nas 5 kwietnia 2005 roku, dożywając 97 lat.

Co piszą uczniowie:
Postaci prof. Janiny Markiewicz poświęcony został jeden z rozdziałów "Monografii bytomskiego Elektronika 1953-2013", z którego pochodzi poniższy fragment:

Krzysztof Woźniak (Va 1975): Jak w każdej szanującej się rodzinie, obok Dziadka (prof. Gomolińskiego - przyp. red.)powinna być też Babcia. Nie inaczej jest i w Naszej Szkole. Nasza Babcia, czy też z rosyjska „Babuszka”, była – zgodnie ze swym pseudonimem - dobrotliwą, gołębiego serca nauczycielką, która (mimo, że miała istotne powody, żeby tego języka nie lubić) wykonywała swe obowiązki z podziwu godną sumiennością.

Pod wieloma względami stanowiła ewenement: nie dość, że pochodziła z ziemiaństwa i z dalekich Kresów, co samo w sobie dzisiaj brzmi egzotycznie, to jeszcze była przedwojennym magistrem filologii klasycznej, no i przy tym wszystkim uczyła rosyjskiego…

Krystian Czerny (Va 1961): Uczyła go też i nas, ale my nie bardzo mieliśmy ochotę się go uczyć. Nasza klasa mieściła się na drugim piętrze patrząc na wprost po prawej stronie. Pomieszczenie miało dwoje drzwi. Jedne oficjalne, którymi wchodziliśmy i wychodziliśmy, a drugie - na stałe zamknięte. No tak, ale nie dla nas. Mieliśmy dorobiony klucz i gdy zaczynała się lekcja języka rosyjskiego, po sprawdzeniu obecności zaczęliśmy po kolei, cichaczem - tymi nieoficjalnymi drzwiami - opuszczać kolejno klasę tak, że pod koniec lekcji zostali tylko nieliczni. Czy Babcia się orientowała w sytuacji? Chyba tak, no bo trudno nie było zobaczyć, że została 1/3 klasy! Ale nigdy nie mieliśmy z tego tytułu nieprzyjemności. Babcia też chyba nie bardzo lubiła ten język i tolerowała tę sytuację. A może było inaczej?

Krzysztof Woźniak (Va 1975): Któż to wie, Krystianie… Myślę, że prawda – jak zwykle – leży pośrodku. Babcia wiedziała, że młodzież za „ruskim” nie przepada, ale swoje robić musiała…

Może i wstyd się przyznać, ale ja akurat lubiłem ten język i chętnie się go uczyłem. Pamiętam przepiękny wiersz Lermontowa „Parus” [...] Tego to właśnie stichotworienja mieliśmy się nauczyć naizust’, o czym ja, nieszczęsny, zapomniałem. Zrobiło się nieciekawie: Babuszka zaczyna przepytywać, więc ja nos w książkę i dawaj dzięciolić. Na szczęście wiersz nie jest długi, więc zanim kolejka doszła do mnie, zdążyłem (ech ta młodzieńcza pamięć!) się go nauczyć. Wyrecytowałem jak się patrzy, i nawet piatiorku ja pałucził. Pierwszy raz cieszyłem się, że jestem na końcu alfabetu…

Jan Jendrzej (Va 1965): Wiesz, Krzysiu, osobiście też sobie nie przypominam, by Prof. Markiewicz kogokolwiek skrzywdziła. Jeśli ktokolwiek otrzymał dwóję na okres, to musiał chyba sam tego chcieć. Bo „Babcia” zawsze doprowadzała do tego, by dany uczeń miał szanse poprawy swych ocen. No cóż, teraz rozumiem jej sytuację. Na pewno wolałaby uczyć łaciny. Ale jak się nie ma tego co się lubi, to się lubi co się ma. Człowiek po przeżyciu różnych, a zwłaszcza takich jak Ona, sytuacji w życiu staje się chyba bardziej zachowawczy. A to, że miała gołębie serce na pewno nie podlega dyskusji!

Edward Romaniszyn (Vb 1965): Panią Markiewicz też mile wspominam. Pamiętam, jak trzeba było się nauczyć wiersza: pamięć za młodu dobra, wyklepało się wierszyk no i bdb. Na następny raz intensywnie się zgłaszałem do deklamacji wiersza, no a nasza wspaniała „Babcia” mówi:

- Przecież mam zaznaczone, że już mówiłeś... - a ja na to:

- Nie, pani profesor, to było za czytanie...

- No to mów...- i następne bdb. Teraz, gdy na plecach już siódmy krzyżyk, zastanawiam się, czy było to uczciwe... Chociaż wtedy byli tacy, że potrójnie dostawali oceny…

Krzysztof Woźniak (Va 1975): Jak wiadomo, Pani Profesor dożyła pięknego wieku. Podobno któryś z absolwentów, spotkawszy Ją na ulicy, „błysnął” savoir-vivre’em i wykrzyknął zdumiony:

- To pani jeszcze żyje? – na co Babuszka odparła z godnością:

- Proszę sobie wyobrazić, że tak…

 

Miejsce oraz data  pochowania śp Janiny Markiewicz:

Lokalizacja: Bytom; ul. Powstańców Śląskich

Odeszła od Nas: 5 kwietnia 2005 r.

 
b_150_100_16777215_00_images_groby_nauczycieli_markiewicz_markiewicz_1.jpg
b_150_100_16777215_00_images_groby_nauczycieli_markiewicz_markiewicz_2.jpg
b_150_100_16777215_00_images_groby_nauczycieli_markiewicz_markiewicz_3.jpg
Jeżeli znasz więcej szczegółów dotyczących w/w nauczyciela, masz ciekawą historyjkę związaną z tą osobą, jakieś szczególne przeżycia lub sytuacje to napisz do nas!! Może masz jakieś fotografie lub inne materiały gdzie występuje w/w nauczyciel przyślij nam! Umieścimy to na tej stronie. Na pewno inni chętnie się z tym zapoznają. Przyczynisz się do uatrakcyjnienia "Naszej witryny" absolwentów Elektronika i Energetyka w Bytomiu.

Komentarze obsługiwane przez CComment