Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Za nami 65 szkolnych sezonów w Energetyku-Elektroniku. Jesienią świętować będziemy jego kolejny Jubileusz – Żelazne Gody Szkoły. Pośród wielu okolicznościowych artykułów, które już powstały i jeszcze zapewne powstaną, proponuję garść ciekawych informacji z dalszej i bliższej przeszłości.
Oto wuj Statystykus. Zarękawki zabytkowe naciąga, druciane okulary zakłada, ołówek chemiczny ostrzy i annały naszej Alma Mater, co i rusz palec w maczałce zwilżając, przegląda. Na wysłużonym kręciołku coś liczy, w poliniowanym arkuszu zapisuje i zajmujące opowiastki snuje, jak to drzewiej bywało...
Absolwenci i profil
Warto wiedzieć, że przez pierwsze 60 lat naszą szkołę ukończyła nielicha armia niemal 10500 absolwentów: przeszło 9300 młodych i ...młodszych panów oraz niemal 1200 przedstawicielek płci nadobnej.
Od zarania dziejów nazwa Naszej Szkoły jednoznacznie określała jej profil. Było więc m.in. Technikum Gospodarki Komunalnej, Technikum Energetyczne, Technikum Elektroniczne, Technikum Elektryczno-Elektroniczne, Zasadnicza Szkoła Telekomunikacyjna, Liceum Zawodowe, Policealne Studium Zawodowe... A od lat paru mamy po prostu Technikum nr 4.
Choć nazwa, i co za tym idzie profil, szkoły ulegały (czasem zasadniczym) zmianom, najpopularniejszym zawodem w niej zdobywanym był technik elektromechanik, a zaraz za nim technik elektronik, choć wśród naszych absolwentów byli też... technicy górnicy i ekonomiści.
 
Było specjalistów wielu....
...od tramwajów i miejskiej trakcji elektrycznej, speców od maszyn i aparatów, sieci elektroenergetycznych i trakcyjnych, fachowców od automatów przemysłowych, elektromechaniki, elektroenergetyki, poprzez znawców elektroniki medycznej, elektronicznej automatyki przemysłowej, czarodziejów od miernictwa elektrycznego, ra-diotechniki i telewizji, ekspertów od maszyn i urządzeń cyfrowych, systemów i sieci komputerowych, do wszelkiej maści monterów aparatury i urządzeń - co bardziej skomplikowanych, a prąd w sobie mających. Razem to daje imponującą liczbę 60 najróżnieszych specjalności! Choć z tym prądem to nie do końca jest prawda. Obecnie, na ten przykład, szkoła kształci bowiem techników zgoła innych specjalności: lotniskowych służb operacyjnych, eksploatacji portów i terminali, awioników tudzież fotografii i multimediów. Ze „starego składu” ostali się jeno elektrycy i elektronicy…
Do technikum najpierw „chodziło się” cztery lata, potem, przez długi okres (1961-2005), pięć lat, a od 2006 ponownie cztery. Na podbudowie szkoły zasadniczej czas nauki trwał trzy lata, podobnie jak nauka w ZSZ. Liceum zawodowe było czteroletnie (potem trzyletnie), a nauka w policealnym studium trwała dwa lata.
Klasy duże, klasy małe...
Na przestrzeni sześciu dekad przez sale i pracownie Energetyka-Elektronika przewinęło się 386 klas. Co roku (licząc od 1957 do 2013) mury szacownego przybytku nauki opuszczało zatem średnio 7 klas. Wyjątek stanowił rok 1960, w którym żadna klasa nie kończyła szkoły, co wiązało się z wydłużeniem nauki w technikum z czterech do pięciu lat.
Liczebność klas była, oczywiście, różna. Rozmiar XXL to 45 osób. Mianem tym mogą po-szczycić się klasa Vb WW rocznik 1970 oraz Vc rocznik 1975.
Natomiast prym w konkurencji „małe jest piękne” dzierży zdecydowanie klasa III LPE rocznik 2000, w której „pogłowie” – choć trudno sobie to wyobrazić – sięgało zaledwie 3 (słownie: trzech!) dusz.
Niewątpliwie najbardziej kolorową i egzotyczną klasę stanowiła niewielka (12 absolwentów), ale z dużymi problemami klasa Vc obcokrajowców, rocznik 1965 z kubańską sambą w tle. Na ten temat pojawił się nie tak dawno osobny artykuł, który można znaleźć TUTAJ.
Domena panów
Cyfry nie kłamią: Energetyk-Elektronik był i jest domeną panów, ale oznacza to jednocześnie, że płeć piękna była i pozostaje w naszej szkole „towarem” reglamentowanym...
Przeszło 4300 kolegów ze 171 klas (i ja w tej liczbie) nie miało koleżanki klasowej, a 1350 następnych (z 63 klas) zabijało się o względy tej jedynej – czyli rodzynka klasowego. Propo-nuję uczcić to minutą ciszy...
Aliści najstarsi górale opowiadają, że w zamierzchłej przeszłości byli też szczęściarze: oto w roku 1968, w klasie eksternistycznej, 5 kolegów przebierało jak w ulęgałkach, pośród 22 koleżanek, a rok później, w klasie IIIb ZSZ o 4 chłopaków walczyły jak lwice 24 dziewoje. Nie do wiary!
Niestety, były to wyjątki potwierdzające regułę, a na co dzień miały dziewuchy rwanie co się zowie, bowiem statystycznie na każdą białogłowę przypadało niemal 8 chłopaków.
W statystycznej klasie było  27 uczniów; 24 chłopców i 3 dziewczyny. Tak naprawdę jednak było trochę inaczej, ponieważ, jako się rzekło, aż 171 klas było wyłącznie męskich.
Magia imion, magia nazwisk....
Wśród panów o 261 różnych imionach miano imienia wszech czasów zdobył bezapelacyjnie Andrzej (512 absolwentów), przed Krzysztofem (440), Piotrem (406) i Markiem (355).
Można zatem powiedzieć, że statystyczny (co piąty) absolwent miał na imię Andrzej, Krzysztof, Piotr, Marek lub Tomasz (300).
Natomiast wśród 122 imion pań – obowiązuje model, niczym w klasycznym filmie z Gretą Garbo – „Królowa Krystyna” (73 absolwentki), ale dalej już niespodzianka: wicemistrzostwo świata i okolic zdobyła Danuta (51) a na pudło załapała się Maria (49), dosłownie o pół biustu przed Barbarą (48) i Teresą (43). Tym więc sposobem statystyczna absolwentka to Krysia, Danka, Marysia lub Baśka (23% populacji).
Najbardziej oryginalnym imieniem męskim bez wątpienia jest Ifeanyichukwu (spróbujcie szybko wymówić!), a żeńskim? Hm... Beatrycze? Astryda? Henrieta? A może Irmgarda?
"Familiadę sześciu dekad" na najpopularniejsze nazwisko Energetyka-Elektronika wygrał bezapelacyjnie klan 61 Nowaków, ale jak mogło być inaczej, skoro "rodzinnie" wspomagała ich prof. Wiesława Nowak - "Wiesia"! Nowakowie w pokonanym polu zostawili 40-osobową drużynę Wieczorków i zastęp 35 Wójcików, którzy zaledwie o jednego zawodnika wyprzedzili czwartych na finiszu 34 Krawczyków (pomimo pedagogicznego „wsparcia” Urszuli i Zdzisława).
 
Pojedynek Wychowaczynie kontra Wychowawcy, czyli mistrzowie katedry
Przez sześć dekad toczył się historyczny pojedynek na klasy: Wychowawczynie - Wychowawcy. Mecz był zażarty do „ostatniego gwizdka”, ale zakończył się wyraźnym zwycięstwem Pań, w stosunku 230:175 (niektóre klasy miały więcej niż jednego wychowawcę).
Pierwsze pozycje w statystyce wychowawców 60-lecia także zajmują kobiety. Wychowawczyniami wszech czasów są - i pewnie długo pozostaną - ex aequo:
- prof. Bogumiła Kopeć, która w latach 1954-1986 „wypiastowała” 12 klas i 353 absolwentów,
- prof. Janina Żywna również z 12 klasami (w latach 1969-1991) i 324 absolwentami.
Na trzecim miejscu znalazł się rodzynek w tym gronie - Zenon Pozowski, czyli popularny „Puzon” – 11 klas i 284 absolwentów, a za nim – z 10 klasami - Ewa Slęk-Urban (266) oraz Bogusława Chodyniecka (250).
Niekwestionowanym „królem wieczorówki” jest prof. Włodzimierz Górski: wychował 9 klas wieczorowych i 262 absolwentów. Prof Górski dzierży jeszcze jeden, praktycznie nie do pobicia, rekord: swoje klasy „wychowywał” na przestrzeni prawie 40 lat...
Pierwszy tysiąc i następne
Na pierwszy tysiąc absolwentów czekaliśmy aż 14 lat! Potem poszło już lepiej:
 
Statystycznie opuszczało szkołę rocznie (od roku 1957 do 2013) 187 uczniów. Najchudszy pod tym względem był rok 1961 – zaledwie 46 absolwentów, najtłustszy zaś – 1976, w któ-rym opuściło szkołę niemal 10-krotnie więcej, bo 447 absolwentów.
Ciekawe, że z dziewczynami (jak zawsze zresztą) było całkiem inaczej: największy wysyp był w roku 1972 – 107 sztuk, a totalny post był w latach 2004 i 2013, kiedy to mieliśmy tylko po jednej (sic!) absolwentce.
Tako rzecze wuj Statystykus, mąż wiedzę historyczną mający i krotochwilnych ciekawostek pełen. Gawędy sobie snuje, pożółkłe archiwa przegląda, liczy, zapisuje, a do wspomnień z dawnych lat się uśmiecha... 
 
Wuja wysłuchał i wynurzenia jego spisał: Krzysztof Woźniak Va 1975

Komentarze obsługiwane przez CComment