Napisał: Henryk Cebulla | ![]() |
|
Absolwent z roku: 1967 5a | ||
Typ ukończonej szkoły: Technikum Energetyczne | ||
Wykształcenie: Wyższe - mgr inż., emeryt |
Siedzę sobie na Rynku i obserwuję ludzi. W kościele N.M.P. poszły dzieci do I-szej Komunii Świętej i teraz wróciły z procesji. Od razu zostały oblężone przez rodziców, ciocie i innych swoich krewnych, obdarowane też i teraz wielu musi pozować do zdjęć. Przy stoliku obok dwóch młodych ludzi rozmawia o perspektywach pracy w Anglii. Ładna dziewczyna przede mną, odwrócona plecami do mnie, z przeogromnym, wytatuowanym motylem na prawym ramieniu ze smakiem zajada lody. Rejestruję te obrazy i czuję się jakoś obco ... |
|
Może to brak uśmiechu, brak młodzieńczej werwy u tych ludzi lub też ja nie pasuję do tego otoczenia? Przenoszę nieco wzrok na stojącą pod parasolami pijalnię piwa, na którą przerobiono w dużej części bytomski Rynek. I tutaj szukam nieco radości z życia w twarzach ludzi siedzących i sączących z plastikowych kubków piwo. Nic, tylko szarość i śmiertelna powaga. I ja byłem kiedyś młody i były niewesołe czasy, i ja i moi przyjaciele mieli swoje problemy, ale rzadko nas można było spotkać w tym wieku z tak poważnymi minami. Przenoszę wzrok na Rynek i jego zabudowę. Niewiele zmieniło się od czasu mojego ostatniego pobytu. Tylko w kamienicy, w której mieściła się jeszcze niedawno kawiarnia Pietrzaka zmienił się jej właściciel, który restauruje teraz swoją część budynku. I nikomu z władz miejskich nie wpadło nawet do głowy, że można by przy okazji przynajmniej odświeżyć fasadę tej ciągnącej się wzdłuż ul. Podgórnej, od Rynku do pl. Grunwaldzkiego, pięknej, secesyjnej kamienicy. |
|
![]() |
Wylot ul. Podgórnej na Rynek |
Wstaje i podchodzę do narożnego domu na Rynku. Kiedyś sąsiadował z kamienicą, którą dawno już zburzono, a w której mieściło się kino „Świt”. Nowy właściciel wiernie odnowił fasadę, wstawił nawet drogie, nie odbiegające od oryginalnych okiennice i jestem przekonany, że wewnątrz budynku urządził na wskroś nowoczesne mieszkania. Kamienica pyszni się teraz swym wyglądem na całym Rynku. |
|
![]() |
Odrestaurowana kamienica na Rynku |
Wystarczy jednak nieco w prawo obrócić głowę, by mina zrzedła, gdyż wzrok zatrzymuje się na resztkach zabudowy ul. Rycerskiej. | |
![]() |
Ulica Rycerska |
Na budynkach, które już raczej zaliczyć można do ruin, zobaczyć jeszcze można elementy z czasów ich świetności. Zaciekawia mnie jednak pierwszy z brzegu budynek. Mieszczą się w nim gabinety lekarzy-specjalistów. Jest to grupa zawodowa, która nie cierpi na brak środków finansowych, a jednak nikomu z nich nie przeszło przez głowę, żeby wspólnie, za własne pieniądze odnowić fasadę domu. Ale może podoba się im ten wygląd budynku. Ostatecznie, co kraj to obyczaj mówi stare przysłowie. | |
![]() |
Siedziba lekarzy-specjalistów |
Wybieram się teraz na ul. Krakowską. Często wracałem tą ulicą w drodze z Technikum do domu, gdy nie śpieszyło mnie się zanadto. Teraz nie śpieszy mi się również. | |
![]() |
ul. Krakowska |
![]() |
Widok z ul. Krakowskiej na ul. Rycerską. |
Na rogu Rycerskiej i Krakowskiej przystaję na chwilę. Zawsze fascynowała mnie fasada tej narożnej kamienicy i jej sztukateria okienna. Na dole są jakieś magazyny, ale sam budynek prezentuje się jeszcze całkiem nieźle. | |
![]() |
Narożna kamienica |
Idę dalej Krakowską aż do pl. Pogody. Z bocznych ulic zniknęło już wiele budynków. Cały pl. Pogody przeznaczony jest podobno do wyburzenia. Staram się aparatem jeszcze uchwycić wspaniałą kamienicę na rogu placu i ul.Katowickiej, ale bijące wprost do kamery słońce uniemożliwia mi to. Wracam na ul. Krakowską, by stąd kontynuować dalej moją wędrówkę. Robię jeszcze zdjęcie jednej z ostatnich kamienic na Krakowskiej i zwracam się w stronę ul. Witczaka. | |
![]() |
Jedna z końcowych kamienic ul. Krakowskiej |
W oczy rzuca się straszliwa pustka po wyburzonych budynkach, których likwidacje rozpoczęto chyba w latach 80-tych. Widok wzdłuż ulicy przypomina mi raczej jakieś filmowe, opuszczone miasteczko gdzieś w Teksasie, albo jakieś miasteczko w Rosji. Z dawnego Rozbarku nie widzę wiele. | |
![]() |
Początek ul .Witczaka od strony pl. Pogody |
![]() |
Początek ul. Witczaka od strony Krakowskiej |
Idę wolno ul. Witczaka, po płytach chodnikowych, po których chodzili już moi rodzice i dziadkowie. Mijam samotnie już stojącą kamienicę na rogu Wolności i Witczaka, w której była za moich czasów maleńka cukiernia i w której dostać można było najlepsze w Bytomiu lody i ciastka. (ul. Wolności przemianowano, jak wiele innych, ale ja pozostanę przy nazwach jakie utkwiły mi z dawnych lat). |
|
![]() |
Samotna kamienica |
![]() |
Ul. Witczaka na wysokości ul. Muszalika |
Skręcam w stronę mojej kamienicy. Jest taka, jak inne w tej dzielnicy: smutna, odrapana i od czasów wojny nie remontowana. Zaglądam na podwórko. Pusto i cicho. A tak było kiedyś tu gwarno. W kamienicy żyło 16 rodzin: 14 śląskich i dwie polskie, przybyłe po wojnie z Ukrainy. W kamienicy panował niezmienny do tego czasu porządek: w soboty i przed świętami lokatorzy kolejno myli schody na swoich piętrach i okna na półpiętrach. Klatki schodowe co roku malowane były we własnym zakresie i nie widać było na ścianach jakichkolwiek malowanek, choć tak wiele było tu dzieci. Z dzieci najbardziej przypominam sobie Marianka z parteru, Adasia z trzeciego piętra, Józka i Andrzejka z drugiego. Dziewczynek było o wiele więcej, ale że byłem o całe 7-8 lat starszy od wszystkich, więc nie zwracałem na nie uwagi. Kiedyś zrobiłem trzem muszkieterom mojego placu, tj. Mariankowi, Adasiowi i Józikowi (mojemu młodszemu bratu) tutaj zdjęcie, które zachowałem do dzisiaj. |
|
![]() |
Trzech muszkieterów na placu: Marianek, Adaś i Józik |
Musiał to być dobry plac, bo przychodziły bawić się na ten plac nawet dzieci z sąsiednich kamienic. Wrzasku i pisku było co niemiara, a czasem i płacz gdy ktoś rozbił sobie kolano. Najgłośniejszym na placu był bez wątpienia Adaś. Gdy mu tylko zaburczało w brzuchu słychać było jego krzyk: -„Oma, omaaaaa. Ściepnij mi jedna sznita. Ale z fetym!”. A że Adaś rósł, więc jego wołanie o tą kromkę chleba słychać było z placu w czasie dnia wielokrotnie. Bajtle grali najczęściej w fusbal. Pewnego razu dałem się skusić i pograłem z nimi – cztery na jednego i do jednej bramki. Musiałem być w nienajlepszej formie, bo trafiłem co prawda w okienko, ale nie bramki, tylko sąsiada z parteru. Od połowy lat 60-tych w życiu kamienicy zaczęły następować zmiany. Pamiętam dokładnie, to był rok 1965. Chodziłem wtedy już do czwartej klasy technikum. Pewnego dnia przyszła do mnie Gabi, starsza siostra Marianka. Była wtedy w I-szej klasie licealnej. Pomagałem jej trochę z matematyki, gdy w pewnym momencie wybuchła płaczem i oznajmiła, że to już ostatnia lekcja, bo wyjeżdżają do Niemiec. Na miejsce rodziny Marianka do mieszkania wprowadziła się jakaś rodzina z Mazowsza. Później coraz częściej wyjeżdżali Ślązacy, a na ich miejsce wprowadzali się ludzie z kielecczyzny, rzeszowskiego i innych regionów zwabieni śląskim Eldorado, w którym podobno były tak wysokie zarobki. W roku 1974, gdy wyprowadziłem się „na swoje” w Katowicach, kamienice zamieszkiwały jeszcze cztery, a może pięć rodzin śląskich. Obie polskie rodziny wyprowadziły się do innych dzielnic Bytomia. Kamienicy już nikt nie sprzątał, a z piwnic zaczął znikać węgiel i ziemniaki. Od tego czasu nie była też malowana klatka schodowa i zaczęto po prostu kraść prąd (choć może to już ostatnie 20 lat). Z czasem wyjechały też ostatnie rodziny śląskie, z których najstarsi członkowie spoczęlina pobliskim cmentarzu. |
|
![]() |
Mój plac |
![]() |
Widok z placu na wieże św. Jacka |
W kilku mieszkaniach kamienicy mieszkają jeszcze ludzie. Z pewnością czekają na miejsce w kontenerach, których ma stanąć cały tysiąc przy ul. Towarowej. Ma to być miejsce dla rodzin, które nie są w stanie płacić już czynszu. Rozglądam się ostatni raz po podwórku. Ze ściany zniknęła klopfsztanga z dobrej stali, na której nasze matki tak często klupały swoje lojfry i tepichy. Zniknął też staliwny właz do gulika, którego otwór ktoś litościwy osłonił płytą chodnikową. I tylko wieże św. Jacka patrzą, jak dawniej, z wysoka na mój plac i dziwią się, że ktoś obcy stoi na tym zapomnianym przez wszystkich miejscu. | |
Tekst i zdjęcia: |
|
Ciąg dalszy wkrótce! |
|
Komentarze: | |
Krystian Czerny 5a 1961 - Dobrze pamiętam te lata! | |
Witaj Heniu! Krystian |
|
Hans-Juergen Lassek sympatyk - Refleksje z konca maja 2009 | |
Hallo Heniuś, hallo Krystian, Najpierw chciałbym Tobie Heniuś pogratulować tego cyklu artykułów, to jest naprowdy tak jak boło i tak jak terozki jest. Byłem z paroma przyjaciółmi z Niemiec na takim ekskursie 10 – dniowym pod koniec maja na Górnym Sląsku i w Jurze Krakowskiej oraz w Krakowie i okolicach. Mieszkaliśmy koło Pilicy – czyli w odległości do Krakowa jak do Bytomia ok. 60 km. To nie są jedynie moje spostrzeżenia. Byliśmy 5 razy w Krakowie – wrażenie przy przejazdach różnymi trasami: czysto – schludnie – czysto. Nie „wierzyłem własnym oczom” - w sobotę przy przejazdach przez okoliczne wioski mieszkańcy zamiatali chodniki...- a co za chodniki (!?) - wybrukowane nowocześnie! (jakby przyszedł „rozkaz i środki” z EU: „Teraz wszystkie chodniki na wioskach brukować”!). W kierunku na Bytom i w samym Bytomiu to, co czytamy u Heńka. Znajduję tutaj jedynie takie wytłumaczenie: Na Ziemi Krakowskiej (i też może gdzie indziej w Polsce) żyją przeważnie „sami swoi” ale z dziada-pradziada związani ze swoją ziemią...- na Górnym i pozostałym Sląsku żyją wprawdzie również przeważnie „sami swoi” ale napływowi czyli nie z dziada-pradziada związani z tą ziemią! Takie są moje refleksje i odczucia z mojego ostatniego pobytu. Janek z Mechanika" Dziękuję Ci i pozdrawiam... |
|
Witold Duda 5b 1978 - dziwne? | |
Mieszkam w USA i mamy tutaj tzw melting pot (mieszankę narodów z całego świata) i jakoś ludzie dbają o swoje otoczenie. Oczywiśce są rejony, gdzie diabeł mówi dobranoc, ale nikt nie próbuje dawać temu wątek narodowościowy. To, że ludzie nie dbają o swoje miasto, otoczenie, pozostawiają psie kupy na ulicy nie ma nic wspólnego z lokalnym patriotyzmem. JEST TO PO PROSTU KWESTIA WYCHOWANIA, a przede wszystkim systemu, który przez 40 lat czerpał z tego miasta a w zamian dawał niewiele. Pochodzę z Krakowa a w Bytomiu mieszkałem przez większość mojego życia prawie 35 lat i pisanie że to Ci ze "wschodu" uczynili Bytom straszydłem jest po prostu lekko niepoważne. Witold |
|
Jan Jendrzej 5a 1965 - Medalu cztery strony | |
Rzeczywiście widać i daje się wyczuć nostalgię Heńka w tych wspomnieniach! Mieliśmy piękny Bytom i jego dzielnice! Co z niego zostało? Rzeczywiście żenada!!! Czyja to wina?, kogo obciążać?, kto jest odpowiedzialny za taki, a nie inny obraz Bytomia, Śląska, naszych ziem? Upraszczać łatwo, zwalać winę jeszcze łatwiej! Ale tak naprawdę jakie są przyczyny upadku Bytomia? Przyjezdni? - częściowo tak, bo uszanowanie czystości, umiłowanie porządku gdzieś uciekło! Ale nie wszyscy przyjezdni, bo niektórzy umieli uszanować dorobek Bytomia! Szczególnie ludzie, którzy pewne wartości moralne, czystość mieli wpojone. I do tych krakowiacy niewątpliwie należeli! Ale także ludzie z innych stron dbali o czystość. Czystość klatek schodowych? Niestety o tym zapomniano, bo w Niemczech, gdzie mieszkam do tej pory sprzątanie ich jest normalnością! Nikt nie potrzebuje sprzątaczki, tylko lokatorzy to robią! Beztroskość, prywata komunistycznych władz, ale także wielu innych to konsekwencje dnia dzisiejszego!!! Ale także koniunktura i marginesowe traktowanie Śląska przez Warszawę, to przyczyny obecnej, beznadziejnej sytuacji Bytomia! Bo Bytom był tak długo dobry, doputy dawał węgiel!!! |
|
Witold Duda 5b 1978 - uczciwa reprywatyzacja | |
Polska jako jedyny z krajów Europy Wschodniej (oprocz Ukrainy) nie przeprowadził żadnej ustawy reprywatyzacyjnej. Do dnia dzisiejszego wszelka restytucja mienia jest oparta na prawie, które je zabrała, czyli dekrety Bieruta (o porzuconych majątkach niemieckich, o przejęciu majątków warszawskich....). Nie ma w Polsce klimatu politycznego, aby to zmienić, więc nieruchomości warszawskie, bytomskie..dolnoslaskie .. gniją bo ich status jest niepewny a dawni właściciele patrzą i czekają. Rownież Administracja Budynkow Mieszkalnych zamiast zająć się remontami to przejada czynsze na swoje pensyjki. Prezydent miasta Bytomia jest fantastą, sądząc, że znajdzie sponsorów, którzy jak za dotknięciem magicznej pałeczki zaleją Bytom kapitałem i przeobrażą to miasto w cud architektoniczny. Nic takiego się nie stanie, póki nie odda sie mienia zagrabionego jego prawowitym właścicielom. Potencjalni inwestorzy (kupcy kamienic, spadkobiercy) nic nie kupią ani nie zainwestują w nieruchomość, dopóki hipoteka ni będzie przejrzysta i wolna od zadłużen a prawo będzie respektowane. Gospodarka rynkowa ma swoje prawa i opłakany stan Bytomia jest tego przykładem. Witold |
|
Mikołaj Studziński 5b 1963 - Urządziłem sobie mały spacer | |
Od ukończenia Szkoły raczej nie bywałem w Bytomiu, bo nie było czasu i zarazem "nie po drodze". Gdy przyjechałem w ubiegłym roku na kilka godzin i urządziłem sobie mały spacer po znanych mi niegdyś miejscach, byłem zdumiony, jak może być zaniedbane miasto! Później naszły mnie refleksje, że przecież i na przełomie lat 50/60 gdy dojeżdżałem do szkoły, Bytom też nie "grzeszył urodą" ale było to zaledwie kilkanaście lat po wojnie i czasy były raczej biedne, lecz była nadzieja, że będzie przecież coraz lepiej... Dlaczego teraz jest jak jest? Przyczyn z pewnością jest wiele, i niektóre z nich koledzy wypowiadający się przede mną wymienili. Nie chciałbym dokładać swoich bo mam zbyt mało wiedzy na ten temat i mogłyby być nie trafione. Czytając opis ul. Witczaka, przypomniałem sobie, jak to po niej jeździły w tych czasach tramwaje linii 5 do Piekar i zrobiło mi się smutno, bo coraz więcej linii tramwajowych znika na Śląsku, a ich funkcje próbują przejąć smrodzące i zagęszczające ruch uliczny autobusy. Ciągle jeszcze wierzę, że umiejętnie zorganizowany transport szynowy jest najlepszym sposobem na komunikację zbiorową, ale chyba jestem niestety w mniejszości... Pozdrawiam wszystkich absolwentów i sympatyków naszej "Budy". Mikołaj |
|
Komentarze obsługiwane przez CComment